113 Ciężka głowa, gorsze dni.

Generalnie był przygotowany inny temat na to miejsce, ale moje wewnętrzne przemyślenia wygrały. Pomijając wszystko, może i dobrze, bo w repostach był ostatnio podobny. Jak widać, często w głowie wracają te same przemyślenia.

Dzień dziś chociaż taki zwykły, należał do ciężkich. Czasem pojawiają się dni które swoim ciężarem przyciskają do ziemi. Wszystkie zaniedbane sprawy, wszystkie troski i niepewności od razu przylegają do niego jakby miał jakiś potężny neodymowy magnes. I choć nasze barki mogą być ze stali to ziemia ma takie pole magnetyczne w ten dzień, że ciężko jest utrzymać się stojąc.

To te dni budujące charakter, takie pełne pracy w kuźni tego charakteru. We wszystko trzeba włożyć dwa razy więcej energii. Wszystko jest w głowie, a większość takich problemów nakładamy sobie na nią sami. Poprzez negatywne myślenie, permanentną prokrastynację oraz szereg zaniedbań. Generalnie wraca tu powiedzenie, że „człowiek jest kowalem swojego losu”. Co sobie wykujesz, tym będziesz później walczył.

Wszystko takie jasne i proste, a jednak dalej powielamy te same błędy. Dalej nic nie zmieniamy. Brniemy w przód mimo tego, że widzimy przed sobą bagno i mieliznę. Generalnie od rozpoczęcia tego posta już trochę przepracowałem, ale wniosek jest jeden.

Za każdym razem gdy unikamy odpowiedzialności za swoje życie, gdy nie trzymamy mocno sterów swojego losu. Wtedy każda taka chwila przynosi losowy kurs. Brak decyzji to również decyzja i to najgorsza. Odkładamy wiele rzeczy i poddajemy się uczuciu jakim jest jakiś strach przed nieznanym. Nie obieramy kursu, ale statek płynie dalej. Niezależnie czy trzymasz ster i nim kierujesz biorąc za to odpowiedzialność. Czy też puszczasz go wolno i pozwalasz by niosły Cię fale. Lecz czy warto płynąć przez życie bez wpływu na kurs? Nie decydować gdzie się dopłynie?

Owocnego dnia!

„Sam pomyśl: do tej pory przeżyłeś sto procent wszystkich swoich najgorszych dni. Radzisz sobie doskonale.”

Thomas Erikson

112 Dlaczego droga do świadomości i odpowiedzialności za własne życie jest tak ważna?

5 lat… albo i więcej. To czas który już poświęciłem na wielkie przemiany. Walkę o własne życie, szczęście i poznawanie drogi ku niemu. Cały ten czas pozwolił mi dotrzeć do chwili w której tak bardzo wierzę w istotę tego pytania.

Jeśli nie przestaniesz szukać winnych, nie weźmiesz odpowiedzialności za własne życie to nic nie zmienisz i będziesz zmierzał donikąd. Bo co zmieniać skoro to nie moja wina, że tak jest? Przecież to przez złych rodziców, przez kolegów, szefa, pracę, rząd czy okoliczności.

Tu w tym krótkim poście docieram do dalszej części. Bo czym innym jest zmiana tego nastawienia, to wzięcie za odpowiedzialności za siebie i swoje czyny? Czym innym niż dojściem do swego rodzaju świadomości? To tak ważne być świadomym siebie. Swoich wad i zalet. Powodów dla których jest jak jest. Jak pracować nad sobą, nie będąc niczego świadomym?

Po co kłócić się z ukochaną osobą, szukać winnego skoro do niczego pozytywnego to nie doprowadzi. O ile łatwiej się żyje gdy dojdziemy do tego, że nie ma uniwersalnej prawdy. Każdy opiera swoją prawdę na własnych przeżyciach i doświadczeniach. W zależności od nich to jak widzi prawdę może być diametralnie inne niż Twoje własne. Co śmieszne to oboje macie rację, a nawet oboje wierzycie w to bez zawahania.

Temat mógłbym ciągnąć w nieskończoność. Mógłby płynąć jak rzeka. Jednak napisałem, to krótki post. Bardziej odpowiada na pytanie podając krótki przykład. Takich przykładów jest więcej. Na pewno warto poznawać siebie, warto nad sobą pracować i żyć lepiej, spokojniej i zdrowiej. Każdy dzień jest tym który generuje przyszłość, pomimo wszystko.

Owocnego dnia!

„Pogląd, że mamy zaledwie ograniczony dostęp do funkcjonowania własnego umysłu, jest trudny do przyjęcia […] jednak tak właśnie jest: wiesz o sobie o wiele mniej, niż sądzisz.”

Daniel Kahneman

111 Małe gesty, małe rzeczy. Dużo szczęścia!

Dziś przemyślenia spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Prawdą jest, że często małe gesty sprawiają nam najwiecej przyjemności. Mam na myśli tu takie szczere i przemyślane, takie dla nas.

Skoro nam sprawia to tyle przyjemności to czemu tak rzadko organizujemy to dla osób bliskich. Dla takich na których nam naprawdę zależy. Miłość, taka prawdziwa jest trwała, ale czemu jej nie podsycać. Czemu tylko myśleć o miłości partnerów, mamy wiele osób na których może nam zależeć.

Czasem taki gest potrafi rozpromienić ciemny dzień. Pomóc w odzyskaniu pogody ducha. Dlatego też myślę, że warto. Spełnić coś co może być dla kogoś ważne. Spełnić coś co od dawna czeka.

Dodatkowo oprócz radości osoby obdarowanej, mamy też własną radość i spełnienie. Satysfakcję z tego jak egoistycznie mówiąc jesteśmy zajebiści.

Życie jest za krótkie by przekładać wspaniałe momenty. By czekać ze spełnieniem czegoś co napełni nas choć na chwile szczęściem i radością. Żyjemy dla siebie, ale i dla innych. Każdy kolejny dzień to szansa na coś niezwykłego, ale tylko jeśli nie postanowisz go przeczekać. Siedzieć i mówić kiedyś zrobię, kiedyś będę. Jeśli zamierzasz czekać, jest duża szansa, że nigdy nie zrobisz. I nigdy nie będziesz.

Owocnego dnia!

„Nie ma niczego piękniejszego niż bezwarunkowe, proste gesty, które wiążą ze sobą ludzi. Ten dotyk świadczy o tym, że każdy, nawet człowiek kroczący niepewną drogą, gdzieś w głębi serca ma pokłady dobra, cząstkę miłości, która każe mu się skupić na drugim człowieku i jego życiu.”

Mateusz Kowalczyk, Dotyk życia i śmierci

110 Asymilacja z ludźmi, czyli jak otworzyć głowę.

Czasem gdy w życiu wycofasz się do końca. Gdy zamkniesz wszystko co otwarte (hmm…). Ciężko się otworzyć na ludzi. Lata mijają, a ja przyzwyczaiłem się do życia bez przyjaciół. Wiem, że jako ludzie jesteśmy zwierzętami stadnymi. Rozumiem potrzebę przynależności do grupy, jednak zawsze podchodzę do tego bardzo zachowawczo…

Czasem mocno zastanawiam się w czym we mnie problem, czemu tak bardzo można pragnąć kontaktu, a zarazem tak bardzo go unikać. Tak ciężko mi już teraz czuć się dobrze w otoczeniu ludzi, nawet gdy ich lubię… Gdzieś w mojej głowie pojawia się taka bariera, brak pomysłu, brak perspektywy na to co dalej. Czasem w mojej głowie pojawia się myśl, że przez moje pomieszane życie dorobiłem się defektów których nie jestem już w stanie się pozbyć. Albo jestem już taki i to we mnie jest problem. Już i tak ciężko było zrozumieć się samemu ze sobą. Pokochać siebie na tyle by móc być ze sobą sam na sam.

Życie to ciężki kawałek chleba, a budowanie relacji to nic łatwego w świecie w jakim przyszło nam żyć. Czasach gdy ludzie tylko myślą o sobie, nie zważają na uczucia innych i depczą marzenia słabszych. W czasach gdy wszelkie wartości są nie warte funta kłaków.

Każdego dnia podchodzę z nową nadzieją i optymizmem na lepsze jutro. Z wiarą w ludzi. Mimo wszelkich trudności w mojej głowie, wierzę. Przynajmniej to mogę. Wierzę, że znajdę swoje miejsce, swoich ludzi i życie w którym znajdę zrozumienie. Mimo, że nie jest to dla mnie najważniejsze, to chce być choć trochę normalnym. Choć trochę żyć z ludźmi i nie zastanawiać się czy moje poglądy nie są omylne. Lecz czym jest normalność? Chyba teraz nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Owocnego dnia!

„…bogactwo można znaleźć w relacjach międzyludzkich, a prawdziwym ubóstwem jest brak troski o innych.”

Michael A. Adamse
Photo by Belle Co on Pexels.com

109 Każdy z nas jest zaprogramowany by osiągać cel.

Temat wart przemyślenia. Podświadomie każdy z nas dąży do realizacji celu jaki sobie zakłada. Gorzej, że często zakładamy sobie te cele nie do końca świadomie. Cały czas powtarzamy jak to nie jesteśmy w stanie się zakochać i osiągamy sukces w swoim założeniu. Podświadomie tak prowadzimy relacje, że ostatecznie udowadniamy swoje.

Rzecz się ma nie tylko spraw sercowych. Dotyczy dosłownie każdej sfery życia. Mamy zakorzenione pewne przeświadczenia, pewne domeny którymi się kierujemy. Wiem jak nieprawdopodobnie to brzmi, da mnie również było to rewolucyjne. Jednak gdy przyjrzeć się tematowi mocniej, to można zauważyć, że nasze działania są powtarzalne.

Gdy w środku zawsze zakładamy, że nie mamy siły na trening, to w rzeczywistości udowodnimy to sobie. Gdy zakładamy, że nowa praca będzie niewypałem, to gdzieś wewnątrz do tego prowadzimy. Doszukujemy się negatywów, podchodzimy do niej tak, że w końcu nikt nie jest zadowolony, a my z uśmiechem możemy sobie przyklasnąć. Mieliśmy racje! Tylko co nam z tej racji przychodzi.

Pytanie, czy jesteś gotowy na brak zmian? Czy odpowiada się aktualny stan rzeczy? Jeśli szczerze jesteś w stanie sobie powiedzieć, że tak… to rób jak robisz i trwaj w tym dalej. Tylko nie narzekaj, że praca do dupy, jestem za gruby lub za chudy. Za mało zarabiam, nie ma dla mnie nikogo kto by mnie pokochał. Jeśli sam zakładasz, że nie ma, to nawet jak na początku będzie cudownie, to z czasem tak nieświadomie będziesz sabotować relacje, że prędzej czy później udowodnisz sobie jedno. Miałem racje, nikt nie jest w stanie mnie pokochać i zrozumieć. Ludzie są źli.

Generalnie uczepiłem się tej miłości, bo w niej najłatwiej mi wytłumaczyć ten skomplikowany, a zarazem prosty mechanizm. Gdy nadejdzie czas, może będę potrafił to jaśniej opisać, a na dziś standardowo życzę powodzenia w szukaniu drogi do szczęścia.

Owocnego dnia!

„Najczęściej działamy na autopilocie, bezmyślnie brnąc przez znajome bagno codzienności.”

Gary John Bishop

108 „Nie da się prowadzić samochodu, patrząc we wsteczne lusterko.”

Temat o życiu, zmianach i pracy nad sobą. Tak często chcemy żyć, doświadczać i coś zmieniać. Lecz ciężko żyć gdy żyjemy przeszłością. Ciężko coś zmieniać gdy wierzymy, że mamy zły start, że obciążają nas doświadczenia z przeszłości czy dzieciństwa.

Prawda jest taka, że każdy z nas dźwiga jakiś swój krzyż. Jedni przeżyli większe, drudzy mniejsze krzywdy. Mimo, że położyły się cieniem na naszym losie, to już tego nie zmienimy. Część rzeczy trzeba po prostu zaakceptować i iść dalej. Zadać sobie pytanie czy jesteśmy gotowi iść dalej. Żyć tu i teraz. Życie nie będzie czekać, aż sobie poradzisz z tym co cię trapi, czasu nie obchodzi ile go potrzebujesz. Życie toczy się dalej, jeśli stoisz w miejscu to tylko toczy się bez ciebie. Film leci dalej, czy zamierzasz w nim grać czy nie.

Jak w tytule. Życie jest trochę jak jazda samochodem. Z tym, że w życiu się nie cofniesz, więc co ci da patrzenie we wsteczne lusterko. Przyszłości też nie zaplanujesz w 100%. Możesz mieć cel, gdzieś zmierzać, ale nie wiesz co cię spotka po drodze. Dlatego ważne jest tu i teraz. Gdzie teraz skręcasz? Co teraz się dzieje? Czego teraz chcesz? A może stoisz i ci tak dobrze. Ok, nikt ci tego nie zabroni, ale stojąc bądź przynajmniej świadomy. Przynajmniej tego, że nigdzie aktualnie nie zmierzasz. Jesteś gotowy pozwolić życiu toczyć się bez ciebie?

Z tymi pytaniami was zostawiam. Takie moje przemyślenia na dziś. Słońce pięknie świeci, ja wracam do pracy i dalej staram się obrać jak najlepszy kierunek w swojej drodze do szczęścia…

Owocnego dnia!

„Udało mu się porzucić negatywne nastawienie i zacząć zdobywać świat uśmiechem. Zostawił przeszłość za sobą i stworzył samego siebie na nowo, takiego, jakim chciał być. Doprowadziło to do tego, że po dwudziestu latach cieszył się życiem, o którym większość ludzi mogła tylko pomarzyć.”

Jane Graves

107 Każdy mały sukces sprawia, że rośniemy w siłę.

Kiedyś już podszedłem do wyzwania 200 dni bez alkoholu. By czegoś dokonać oraz poprawić jakość swojego życia. Pokazać sobie jak to jest bez. W efekcie podniosło się moje poczucie własnej wartości, a i alkohol zaczął spełniać mniejszą rolę w moim życiu.

Teraz podchodzę do 200 dni bez wszelkich wspomagaczy. Czasem rozpędzamy się w jakimś temacie. Alkoholu, używkach, papierosach czy czymkolwiek co wpływa na nasze życie i w efekcie… zapominamy jak to było wcześniej. Zaczyna to wpływać na nasze życie, zaczyna zmniejszać naszą efektywność. Tracimy masę czasu i ciężko jest określić czy mamy z tego jakieś korzyści.

Moim zdaniem takie ponad pół roku bez danej rzeczy pozwala nam poczuć jak to jest bez. Odkryć nowe drogi którymi możemy podążać. Poszerza na nowo nasze horyzonty.

Reasumując, trzymajcie za mnie kciuki. Do początku października mam zamiar odnieść swój mały sukces. By mieć z niego jeszcze więcej frajdy, za każdy dzień odłożę 10 złotych. Warto o coś walczyć, warto coś zmieniać. Najbardziej warto zmieniać siebie na lepsze, a jak już się to udaje to się nagradzać.

Owocnego dnia!

„Ciężko pracuj.
Bądź uczciwy.
Podążaj za swoją pasją.
Odważnie buduj swoje marzenia.
Nie szukaj tanich i szybkich rozwiązań.Szukaj skutecznych.
To kim jesteś, zależy od ciebie.
Nie szukaj ludzi,ani miejsc,które nadadzą ci sens.
Swój sens musisz znaleźć w sobie.”
Beata Pawlikowska

„Tylko niektórzy rodzą się ludźmi. Pozostali pracują na miano człowieka całe swoje życie.”

Chuck Palahniuk

106 Dlaczego z dystansem podchodzę do Walentynek?

Walentynki już za nami, sam tytuł powstał przy ich okazji, jednak nie było czasu by go rozwinąć. Święty Walenty oprócz bycia patronem chorych psychicznie jest również patronem zakochanych. Z tejże okazji w zwyczaju mamy przypominać sobie o tym, że z kimś jesteśmy.

Zaczyna się kupowanie kwiatów, prezentów. Wszelkie starania które można spokojnie robić cały rok. Osobiście nie lubię iść za tłumem, a prezenty jakie miałbym dostać akurat na walentynki wydają mi się lekko wymuszone sytuacją.

Lubię kupić kwiaty bez okazji wracając do domu, zrobić miły gest. Nie widzę też problemu z celebracji 14 lutego. Dziwnie jednak bym się czuł gdyby jakikolwiek miły gest pojawiał się właśnie z okazji tej daty. Sam też nie lubię biec za tłumem, gdy idę z bukietem w każdy inny dzień, to jest to coś wyjątkowego. Bukiet 14 lutego wydaje się taki zwykły, pospolity. Tak samo ma się to z prezentami w drugą stronę.

Oczywiście mogę przesadzać, mówię tu jednak o moich subiektywnych odczuciach co do samego sposobu obchodzenia tego święta. Jak celebrować będąc chorym psychicznie nie mam pojęcia… Chętnie jednak poznałbym jakieś pomysły. Może wam przychodzi coś do głowy? A może macie zupełnie inne poglądy na temat samego dnia.

Owocnego dnia!

„Liczy się wspólne zaangażowanie.

I nic poza tym.”

Michael Nast