Generalnie był przygotowany inny temat na to miejsce, ale moje wewnętrzne przemyślenia wygrały. Pomijając wszystko, może i dobrze, bo w repostach był ostatnio podobny. Jak widać, często w głowie wracają te same przemyślenia.
Dzień dziś chociaż taki zwykły, należał do ciężkich. Czasem pojawiają się dni które swoim ciężarem przyciskają do ziemi. Wszystkie zaniedbane sprawy, wszystkie troski i niepewności od razu przylegają do niego jakby miał jakiś potężny neodymowy magnes. I choć nasze barki mogą być ze stali to ziemia ma takie pole magnetyczne w ten dzień, że ciężko jest utrzymać się stojąc.
To te dni budujące charakter, takie pełne pracy w kuźni tego charakteru. We wszystko trzeba włożyć dwa razy więcej energii. Wszystko jest w głowie, a większość takich problemów nakładamy sobie na nią sami. Poprzez negatywne myślenie, permanentną prokrastynację oraz szereg zaniedbań. Generalnie wraca tu powiedzenie, że „człowiek jest kowalem swojego losu”. Co sobie wykujesz, tym będziesz później walczył.
Wszystko takie jasne i proste, a jednak dalej powielamy te same błędy. Dalej nic nie zmieniamy. Brniemy w przód mimo tego, że widzimy przed sobą bagno i mieliznę. Generalnie od rozpoczęcia tego posta już trochę przepracowałem, ale wniosek jest jeden.
Za każdym razem gdy unikamy odpowiedzialności za swoje życie, gdy nie trzymamy mocno sterów swojego losu. Wtedy każda taka chwila przynosi losowy kurs. Brak decyzji to również decyzja i to najgorsza. Odkładamy wiele rzeczy i poddajemy się uczuciu jakim jest jakiś strach przed nieznanym. Nie obieramy kursu, ale statek płynie dalej. Niezależnie czy trzymasz ster i nim kierujesz biorąc za to odpowiedzialność. Czy też puszczasz go wolno i pozwalasz by niosły Cię fale. Lecz czy warto płynąć przez życie bez wpływu na kurs? Nie decydować gdzie się dopłynie?
Owocnego dnia!